Tag: hula hop
Reaktywacja!
Reaktywacja!
Santa, Baby!
Hula-hoop w pandemii
Festiwal HooPoland – zbiórka na Odpal Projekt!
Hula-hoop dla przedszkolaka
Hulanie w Warszawie 2019/2020
Hula-hoop na wakacjach. Vol 2.
Sierpniowe szaleństwo Hula Hoop Jamów!
Hulajdusza.eu na Instagramie? Czyli o tym, jak (prawie) zostałam instagramerką.
Hula-hoop dla dzieci. Od niemowlaka do…
Hulajdusza 6 lat pozniej. Mama, hula-hooperka i blogerka
Hoop Gala 2019 – pokazy kursantów i scena otwarta
Hula-hoop sto lat temu (i więcej), czyli toczenie koła
Inspiracje do hula-hoopowej pisaniny biorą się czasem z całkowicie niepowiązanych z tematem obrazków z życia. Tak było i tym razem. Wieczorem, 12 listopada 2018 roku hula-hoopy sennie kurzyły się w kącie, a ja postanowiłam zobaczyć film dokumentalny Niepodległość. W jego powstanie zaangażowane było studio Grupa Smacznego, dla którego pracuję. Obejrzałam. Film polecam wszystkim, to pokolorowane ujęcia archiwalne z ciekawą narracją o odzyskiwaniu niepodległości przez Polskę po zakończeniu I wojny światowej. Większość tych materiałów filmowych po raz pierwszy ujrzała światło dzienne, wydobyte z wielu archiwów różnych krajów, a poprawiali je cyfrowo i przywracali im kolor moi znakomici koledzy i koleżanki. Dla mnie najbardziej fascynujące w tym filmie były sceny przedstawiające życie codzienne w Polsce sto lat temu. Sceny na targu, na łące, na ulicy. I właśnie około 21 minuty „Niepodległości”, we fragmencie mówiącym o Spiszu, Orawie i Śląsku, na ekranie pojawiają się chłopcy toczący hula-hoopy! Zabawne, że właśnie w filmie na stulecie odzyskania niepodległości, drewniane obręcze zagrały swój skromny epizod. Przypomniałam sobie o nim dzień później i postanowiłam zgłębić temat tejże rozrywki dla młodzieży. Młodzieży, która jeszcze nie znała tricków i nawet nie śniła o tutorialach z youtuba, ba, nawet na biodrach nie kręciła! A jednak kółka były obecne jako zabawka – wymagająca pewnych umiejętności (a może tylko sprytu i wyczucia fizyki) i dająca dużo frajdy, do tego łatwo było ją zrobić prawie bezkosztowo (niezmiernie istotne w powojennych trudnych czasach). Wykorzystywano więc stare felgi rowerowe czy obręcze beczek, a toczono je za pomocą kija, pręta lub pogrzebacza.
No i temat wciągnął mnie po uszy 🙂 dłubię w nim już drugi miesiąc, w tych krótkich chwilach na blogowanie, wykradzionych z codziennego życia…
Oczywiście – toczenie koła liczy sobie dużo więcej niż sto lat.
Tę zabawę znali starożytni w Afryce i Ameryce, grano w toczenie także w Chinach i Japonii przed nastaniem naszej ery. W antycznej Grecji popularne ćwiczenia z toczącym się kołem były rekomendowane na wzmocnienie zdrowia przez samego Hipokratesa! W mitologii toczące się kółko-zabawka było atrybutem młodego Dionizosa. Rzymianie, jako że przejęli od Greków wszystko, co przejąć się dało, wdrożyli u siebie także toczenie koła. Innowacją było u nich wprowadzenie specjalnego kijka w kształcie klucza, metalowego, z drewnianą rączką, a także zastąpienie ciężkich greckich kółek (z brązu, metalu lub miedzi) lżejszą konstrukcją. Toczenie obręczy stało się częścią treningu militarnego – przez toczące się koła rzymscy wojownicy ciskali włócznie albo kije.
W Europie toczenie koła na pewno znane było w XV wieku. Rozrywka ta przetoczyła się (taki suchar) przez kolejne stulecia. Podobno w XIX wieku hoop rolling był popularną zabawą 12-letnich chłopców (co zresztą potwierdza fragment filmu „Niepodległość”). Niektóre dzieci doczepiały sobie do kółek małe kawałki blachy, które wydawały dźwięki podczas kręcenia. Obowiązkowe były wyścigi w toczeniu koła. Dorośli przewracali oczami i nakazywali ostrożność, bo obręcze, zwłaszcza te metalowe, mogły wybić szyby w oknach, skaleczyć w stopy przechodniów lub uderzyć w przejeżdżające konie (auć!). Kto wie, ile takich incydentów rzeczywiście miało miejsce, skoro w Anglii w latach 40-stych XIX wieku próbowano wprowadzić zakaz tejże zabawy, oskarżając kręcących o lekkomyślność 🙂 Podobno policja skonfiskowała nawet część hula-hoopów, żeby „powstrzymać tę plagę wśród młodzieży” (źródła podam na końcu). Ostatecznie jednak taki zakaz nie został oficjalnie przyjęty, i kółka nadal toczyły się po ulicach.
Udało się jednak zniechęcić do toczenia hula-hoopów absolwentów Cambridge – około 1816 roku pojawił się statut zabraniający magistrom toczenia obręczy i zabawy szklanymi kulkami. No przecież to nie wypada! 😉
Na szczęście nie wszyscy w toczących się kołach widzieli tylko zło 🙂 W XIX wieku hoop rolling pojawił się, obok skakanek i hantli, w programie W-F-u (albo odpowiednika tegoż) dla brytyjskich dziewczynek.
Na bazie hoop rolling powstały inne gry i ich dalsze wariacje. Jedną z nich jest przetoczenie koła pomiędzy dwoma kamieniami w taki sposób, by nie dotknąć żadnego („toll”). Inną – ustawianie na trasie biegnącego z kołem bramek z różnych obiektów, kamieni czy cegieł, przy czym po każdym zaliczeniu trasy otwór, w którym trzeba się zmieścić, staje się coraz węższy („turnpike”). Toczono także „bitwy obręczy” pomiędzy dwoma grupami graczy. Grupy przeciwników wybiegały naprzeciw siebie, by strącić jak największą ilość „wrogich” kółek. I jeszcze „hoop hunt” – należało puścić kręcące się hula-hoopy z górki, tak by same odkulały się na jak największą odległość. Wygrywał oczywiście ten gracz, którego koło poturlało się najdalej.
A dziś? Wydawać by się mogło, że kiedy odkryto kręcenie w talii, toczenie kółka po ziemi odeszło w niepamięć. Ale jest kilka wyjątków – ciekawostek. Jedną z nich jest tradycyjne, coroczne toczenie koła przez absolwentów żeńskiego Wellesley College, w amerykańskim stanie Massachusetts. Wieść niesie, że hoop rolling w Wellesley zadebiutowało w rękach młodzieży około 1895 roku, prawdopodobnie jako atrakcja na święto 1 Maja. Toczono sobie obręcze tak po prostu, bez rywalizacji. Do 1917 roku wykształciła się forma wyścigu hula-hoopów, w którym biorą udział dziewczyny z najstarszych klas przed zakończeniem szkoły, do tego w tradycyjnych togach. Każdego roku biegną ćwierć mili przez miasteczko, tocząc przed sobą specjalne szerokie, drewniane obręcze. Ich wysiłki obserwuje tłum kibiców, często młodszych sióstr rywalizujących dziewczyn. Niektóre juniorki w noc poprzedzającą wydarzenie nawet śpią pod namiotami na trasie wyścigu, by zdobyć najlepsze miejsca!
Jaka nagroda czeka zwyciężczynię wyścigu? Tradycyjne wrzucanie do jeziora Waban 🙂 To kolejna tradycja związana z hoop rolling w Wellesey. Któregoś roku chłopak z Harvardu przebrał się za absolwentkę Wellesley i wygrał wyścig – jednak oszustwo wyszło na jaw, a oburzeni studenci wrzucili go do jeziora. Z bardziej przyjemnych – na zwyciężczynię czekają kwiaty, jedyny w swoim rodzaju prestiż oraz szczególne proroctwo, którego treść zmieniała się przez dziesięciolecia 🙂 W pierwszych latach mówiło się, że jako pierwsza wyjdzie za mąż. W latach 80-tych popularne stało się przekonanie, że laureatka będzie pierwszą kobietą w danym roczniku, która obroni doktorat. Albo zostanie prezeską zarządu. Wreszcie zwyciężyło przekonanie, że zrealizuje swoje własne, prywatne życiowe marzenie. Ot, taka nagroda 🙂
Co ciekawe, najbardziej zapaleni „kulacze” koła, trenują na poważnie, na długo przed samym wyścigiem, niezależnie od pogody. Tak przynajmniej było w przypadku Alexa Poon’a, który wygrał w 2014. Zwycięstwo o wyjątkowym znaczeniu, bo Alex był pierwszą transseksualną osobą w historii Wellesey College, która wygrała zawody. W 2015 roku oficjalnie zaktualizowano regulamin szkoły, tak by pozwalał osobom transseksualnym ubiegać się o miejsce. I to wszystko w towarzystwie toczących się kółek.
Toczenie koła wydaje się tak intuicyjne i spontaniczne, że tutorial raczej nie będzie potrzebny.
Postanowiłam jednak powygłupiać się ze swoim hula-hoopem, żeby poczuć to na własnej skórze 🙂
Efekty możecie zobaczyć w filmie poniżej.
Mogę Was zapewnić, że ubaw jest przedni. Trzeba sobie znaleźć proste podłoże i złapać harmonię pomiędzy w miarę wyprostowaną postawą, kółkiem trzymającym się w płaszczyźnie pionowej. Dpasować tempo własnego truchtu do pędu obręczy. Generalnie wchodzi to bardziej intuicyjnie w ruchu niż w słowie pisanym 🙂 Obserwując swoje poczynania nagrane kamerą nie mogę też oprzeć się wrażeniu, że łatwiej byłoby z większym kółkiem – teraz dosyć mocno uginam nogi. Ta pozycja wydawała mi się bardziej fotogeniczna niż garbienie. Cóż, da się 🙂
Słowiem usprawiedliwienia: film składany w pośpiechu, nagrany w 5 minut, w towarzystwie niemowlęcia, gdzieś w listopadzie. Mnie bawi 😉
Kiedy więc znudzi wam się kręcenie w talii, poza ciałem, flow i taniec, a do tego będziecie chcieli wprawić w osłupienie przechodniów, zaopatrzcie się w kijek, znajdźcie sobie rywala do wyścigu i jazda! Myślę, że jeszcze fajniej byłoby w strojach z początku XX wieku. W wersji dla zaawansowanych – po kocich łbach. Ja z największą przyjemnością powtórzę to doświadczenie 🙂
Informacje o grze zwanej hoop rolling zaczerpnęłam z:
wbur.org – Only A Game (o toczeniu koła w Wellesey College)
Wellesey College na stronach Wikipedii
Foto credits:
Zdjęcie główne to kadr z filmu „Niepodległość”
Zdjęcie uczennic Wellesey College: wbur.org
Pozostałe zdjęcia archiwalne wypożyczyłam ze strony thevintagenews.com
Jeszcze więcej o hula-hoop na Hulajdusza!!
Prezentownik hula-hoopera czyli coraz bliżej Święta
Udało się! W tym roku Mikołaj został zaopatrzony w prezenty dla bliskich na dwa tygodnie przed Gwiazdką, więc postanowiłam zrobić ultra-szybki research sieci, by przekonać się, czy istnieją podarki dla hooperów (i hooperek), takie tematyczne prezenty z prawdziwego zdarzenia. No bo jeśli już zaliczacie się do tej grupy – będących totalnie zakręconymi na punkcie hula-hoop, to prawdopodobnie pragniecie emanować tymże fiźlem na swe otoczenie 🙂 I nawet ja, będąc umiarkowaną gadżeciarą, nie miałabym nic przeciwko, by włożyć wiele mówiący T-shirt lub napić się herbaty z wesołego hula-kubka. Ustroić się biżuterią z obręczami lub zawiesić u siebie hula-plakat. Zakasałam więc rękawy, by wyłowić hula-hoopowe perełki w odmętach internetu, bo nuż-widelec komuś się przydadzą pomysły na prezenty last minute, dla tych najmocniej wkręconych przyjaciół. No i… Nie wygląda to za dobrze. Hula-hoopowej odzieży jak na lekarstwo, pięknych przedmiotów domowego użytku równie mało, do tego drrrrogo koszmarnie. Nisza pozostaje niszą, nikt na skalę przemysłową nie produkuje pięknie zaprojektowanych wizerunków hula-hoop, więc tego roku ponownie – chcąc olśnić przyjaciółkę od hula-hoop, trzeba się wykazać nie lada kreatywnością i pracowitością, zamówić własny nadruk na koszulkę, na kubek czy wydrukować i oprawić własny plakat. Najlepiej samodzielnie go narysowawszy czy zaprojektowawszy 😉 (jak zwał…)
Wyjątków jest oczywiście kilka, więc je niniejszym prezentuję – moim subiektywnie – krytycznym okiem wybrane:
Kubki i koszulki pochodzą ze strony www.spreadshirt.pl – ceny są tu niestety wysokie, ale design przyzwoity (co nie znaczy, że na kolana rzucający) 😉
Zdecydowanie wyróżnia się jednak na tle internetowego bezmiaru.
Natomiast moim numerem jeden w temacie podarków jest ten oto króliczy kubek, który w cenie 24 PLN jest dostępny na stronie Jaciebrosze.pl.
Zastanawiam się, dlaczego żada sieciówka nie wypuściła kolekcji z motywem hula-hoop? Przecież hulahooperki to takie piękne istoty, a obręcze to w swej prostocie doskonały temat na motywy koszulkowe. Takie hulahooperki mogłyby (a wręcz powinny!) zostać muzami kreatywnych projektantów branży odzieżowej i wnętrzarskiej. A może ktoś z Was widział gdzieś takie nadruki? A może wymyślono inne, niż wyżej opisane, gadżety, o których marzy każdy hulahooper, nawet jeśli jeszcze o tym nie wie? Podzielcie się, komentujcie.
Tymczasem życzę Wam trafionych prezentów od serca, a w te święta dużo wolno płynącego czasu do podziału pomiędzy Was i Waszych bliskich.
I kreatywnego spalania świątecznych kalorii z hula 🙂 Ho, ho, ho!
Jeszcze więcej o hula-hoop na Hulajdusza!!