Czymś absolutnie niepowtarzalnym po przyjeździe na każdą konwencję jest dla mnie widok kilkuset lub kilkudziesięciu osób zgromadzonych na małej przestrzeni, podrzucających, machających i ogólnie kuglujących. Przyjeżdżam często w miejsca, gdzie dzieją się takie rzeczy, gdyż po prostu uwielbiam ten widok. Jest to dla mnie wrażenie nie porównywalne z niczym innym.
Widok z imprezy stricte monocyklowej nie zrobił na mnie tak ogromnego wrażenia, ale natychmiast podbił go poziom konkurencji trialowych, jakie miały miejsce zaraz po moim przybyciu na miejsce. Trial park był pobudowany z desek, palet i opon i stanowił tor przeszkód do pokonania monocyklem. Czyli: wskoczyć – zeskoczyć – przejechać – nie spaść – pokonać i zaliczyć jak największą ilość przeszkód. Nie wiem, ile trwało budowanie tegoż. Pomysłowość w robieniu przeszkód, a także wysokość i stopień trudności niektórych bardzo mnie zszokowały. Aby naocznie sprawdzić na czym to polega, przeszłam trial park pieszo wraz z jednym z zawodników i muszę przyznać, że wdrapanie się na niektóre przeszkody sprawiło mi ogromną trudność. Nie zapomnę słów jednego z zawodników “sto dwadzieścia trzy razy podchodziłem do tej deseczki”…
Monomania 2008 – relacja
Opublikowano: