Ludzie pytają nas jak było na Varieté. Więc jak było?
Było warto. Zaledwie po trzech miesiącach od pierwszego spektaklu powstała druga odsłona (choć na scenie bez kurtyn) warszawskiego widowiska Varieté. Numer Po drugiej stronie Pragi zrealizowany był z większym rozmachem i urozmaiceniem, w nowym, bajkowym nastroju i rześkiej, parkowej atmosferze.
Aura dopisała, co chyba najważniejsze, bo warszawskie Varieté ma ambicje nie tylko wystawiania coraz to większych pokazów, ale też sięgania do jak największej rzeszy widzów. Rzesze przybyły i zostały do końca. Nie pytałem, co podobało się najbardziej, ale widziałem, że publiczność wyjątkowo żywiołowo zareagowała na występ Kuby Zahorskiego na żyrafie.
Ale wskazać ten numer wieczoru to nie najłatwiejsze zadanie. Mocną stroną bowiem było wielkie zróżnicowanie, jak na rewię Varieté przystało. Nie będę przedłużał. Niech resztę historii opowiedzą zdjęcia.
W stolicy najczęściej można spotkać występy uczniów i absolwentów Szkoły cyrkowej w Julinku, ale też typowych kuglarzy, kształcących się na własną rękę oraz muzykalnych przyjaciół kuglarstwa. Zbiera się to na istny miszmasz sztuk związanych z cyrkiem, co zaszczepia w widzu ciekawość tego, co będzie następne.
Ale! Nie byłbym sobą, gdybym nie ponarzekał. Nie podobała mi się scenografia. Zamysł pierwsza klasa, ale ściana odrapanych drzwi ostatecznie nie wkomponowała się w styl ani baśniowy, ani sztampowy połyskliwy szyld Variete, który notabene bardzo lubię. Może jestem konserwatywny, ale wolałem wystrój pierwszej edycji a’la każde inne sentymentalne wystąpienie kuglarza, który znalazł starą walizkę. Efekt tej decyzji był taki, że występy były mniej wyraziste, bo trudno było skupić wzrok na pierwszym planie. Taki na przykład Shao prezentował minimalistyczną, pełną subtelnych zmian sekwencję manipulacji białymi kołami, która kompletnie zginęła w tym otoczeniu.
Wniosek można wyciągnąć choćby taki, że artyści powinni wiedzieć w jakim środowisku występują i próbować dostosować się do niego. Ja sam jednak zanotowałem sobie w głowie, że biała scenografia po prostu nie działa. Myślę, że w samym występowaniu ważne jest, żeby uwydatnić jak najwięcej osobowości swojej postaci, i jeśli coś w spektaklu przeszkadza w tym, to po godzinie oglądania wciąż nie wiem jakiego rodzaju widowisko mam przed sobą.
Wracając do samego wydarzenia, bardzo podobają mi się duże ambicje organizatorów, bo widać je. Wręcz czuję się podekscytowany i zaciekawiony co to będzie następne. A ma pojawić się już we wrześniu. Minione spektakle pokazały, że można obdarzyć nawet przypadkowego widza egzotyczną rozrywką na pewnym poziomie i o świeżej, nienachalnej naturze.
Zobacz więcej zdjęć w galerii ponizej, albo na naszej stronie na buku
PS: akcent nad é nadal jest w złym kierunku.