W poprzednim wpisie opublikowałam swój mały projekt hula-hoopowy, mój macierzyński manifest 🙂 Przegapiliście? Nic straconego. Zajrzyjcie tutaj (klik!). A w tym piszącym się właśnie wpisie chciałabym podzielić się z Wami opowieścią z back stage’a. Równie domową, jak cała produkcja 🙂
W trakcie prac nad filmem przydarzyła mi się wspaniała rzecz, dla niej samej warto było trochę pokombinować nad tym projektem, znaleźć czas i energię. Był to moment. Taka chwila, kiedy nie planowałam nic nagrywać, ale chciałam wykorzystać drzemkę mojej córeczki. Włączyłam muzykę, spontanicznie złapałam swoje hula-hoop. I nagle poczułam, że muszę to nagrać teraz, natychmiast. Włączyłam aparat, i nawet swojej kuchni nie dosprzątałam na błysk, bo bałam się, że mi ta chwila ucieknie.
I zatańczyłam ten moment, zatańczyło się samo, tak jak chciałam.
A kiedy wypuściłam z rąk obręcz, i kiedy skończyła się piosenka, wcisnęłam przycisk „stop” i uświadomiłam sobie, że na tym właśnie polega f l o w.
Jakie jest Wasze doświadczenie z tym magicznym nieuchwytnym, które ciężko mi nawet po polsku nazwać? 🙂 Często Was odwiedza? Spływa na Was, opętuje? Kiedy ruchy stają się miękkie, tricki płynnie przechodzą jeden w drugi, płynie się razem z muzyką, uwalniając tłumy endorfin.
Bo ja, szczerze mówiąc, nie doświadczyłam wcześniej takiego prawdziwego flow, przez tyle lat hulania! Zaczęłam się zastanawiać, z czego to wynika.
- skupiałam się na precyzyjnym wykonywaniu tricków. A że często nie wychodziło perfekcyjnie, to się wkurzałam. Irytacja nie sprzyja flow.
- brakowało mi cierpliwości, żeby obmyślać przejścia pomiędzy figurami z hula. Więc często wychodziło niezręcznie – i chwila minęła, stracone.
- nie ćwiczyłam figur w konkretnych blokach, które dają taką „bazę” pod flow. Bo dobrze mieć w pamięci mięśniowej jakąś sekwencję ruchu na rozbieg – a potem już kręci się samo 🙂
- nie chciało mi się sięgać po aparat i nagrywać, bo sądziłam, że nie warto. A jednak nagrywanie mobilizuje, żeby się bardziej postarać, obnaża błędy, pomaga zapamiętać fragmenty choreografii.
Uwaga opisana w punkcie trzecim to moje osobiste odczucie, bo może wiele i wielu z Was takiego rozbiegu nie potrzebuje. Ale może przygotowanie sobie takiego krótkiego „składaka” komuś pomoże, żeby się wczuć i całkowicie odpłynąć. Bo potem choreografia nie ma już znaczenia, dalszy ciąg kręci się sam!
Na początek polecam składaki nieskomplikowane, kilka prostych ruchów, żeby uniknąć spięcia i stresu, że nie wyjdzie. I nie ma nic złego w tym, by się zainspirować. Ja przygotowując swój filmik sięgnęłam do nagrań Deanne Love – serii 5 lekcji „Grow with the flow”. To takie proste, krótkie choreografie do pracy nad flow. Ale oczywiście takich inspiracji jest więcej – nie tylko na kanale Deanne, ale ogólnie w internecie.
Ciekawi mnie, czy wprawne oko hulahoopisty dostrzeże mój osobisty moment flow w moim filmie? 🙂 Trwa tylko kilka sekund, bo oczywiście musiałam pociąć i pokombinować, ale to była cała sekwencja, która „kleiła się” i ku mojej radości się nie posypała na jednym niezręcznym ruchu 🙂
Miłego czerwcowego kręcenia!
Jeszcze więcej o hula-hoop na HULAJDUSZA!!