Tradycyjny teatr dobrze poradził sobie z wieloma wymiarami prozy Gombrowicza, spektakl „9.811” wydobył z niego maksimum formy, rozprawiając o złożoności świata w jej całym rozproszeniu, skupianiu, rozbijaniu na atomy, to znów łączeniu w skomplikowane struktury wprawiane w ruch siłą wspólnoty ruchu. Twórcy spektaklu wykonali bardzo ciekawą pracę: wyciągnęli z Gombrowicza czystą formę, bezemocjonalną, jakby samą esencję, klucz do uporządkowania rzeczywistości, bez nadmiaru i bez braku. Wszystko, każdy ruch, każda sekwencja albo ma swoje logiczne uzasadnienie i powiązanie z kolejną i poprzednią albo jest jej kontrapunktem czy też impulsem do nadawania kształtów światu w innym wymiarze, który dzieje się często tuż obok.
Narracja uporządkowana, linearna, wszystko w jednej barwie, ale nie płaskie. Tak, jakby wytrawny malarz używając kilku odcieni jednego tylko koloru namalował arcydzieło. W „9.811” głębiej ukryta jest opowieść o świecie organicznym, o człowieku, relacjach i spotkaniu w różnych przestrzeniach i o opowieści o tym wszystkim. Jestem pod wrażeniem płynnego, pięknie prowadzonego ruchu. Jaką drobinką, jakim mikrokosmosem w świecie jest człowiek, tkwiący pomiędzy chaosem rzeczy, a potrzebą ich uporządkowania. Świat w skali makro rozbija się na oczach widza na atomy.
Żonglerka jest całym kosmosem: matematyką, muzyką, ruchem, tańcem, formą, z której ułożyć można szeroki wachlarz kształtów. Gdy wyobraźnia nie ma granic, gdy technika dorównuje najbardziej abstrakcyjnym pomysłom – kwestia wykonania jest już tylko czystą formalnością. Z chaosu, z bezruchu, z minimalizmu rodzą się formy wymykające się prozie. Bliżej im do poezji, do wiersza płynącego strofa po strofie, gdzie powtarzalne frazy są jak refren, jak mantra i doskonale masują mózg przyjemnie drażniąc receptory przyjemności. Momentami ruch wraz z pracą rekwizytów jest tak harmonijny, płynny, taneczny, transowy, iż mam wrażenie, że otworzyła się w kosmosie nieskończona przestrzeń na potencjał zaistnienia żonglerki na scenie; by piłeczka, maczuga, obręcz stały się obiektami o zwielokrotnionych możliwościach.
Jesteśmy obcy w kosmosie. Ciąg zdarzeń jest stopniową próbą wiecznego badania i poznawania rzeczywistości. Czujemy, że oswoiliśmy już jakiś kawał materii, możemy się w niej rozgościć, bawić się nią i cieszyć. Taki właśnie jest świat, w którym przychodzi nam myśleć i działać. Jego dwoistość, którego punktem wyjścia jest naiwne „tu i teraz”, a większą częścią obszar nieznany, w którym tracimy wszelkie punkty zaczepienia. To wytrąca nas co chwilę z oczywistości.
Świat Gombrowicza jest bardzo mocno rozedrgany emocjonalnie: złożony z wyrazistych i nieoczywistych bohaterów, tworzących razem niesłychanie barwny rozerotyzowany korowód. Gdybym miała znaleźć jakikolwiek pierwiastek relacji międzyludzkich w „9.811” – szukałabym go w scenie spojrzeń: są kategoryczne, ukierunkowane, skupione raz na sobie raz na abstrakcyjnym punkcie czy obiekcie pozwalającym znaleźć sposób na chwilowe zadomowienie się w świecie.
Z nagromadzenia ruchu od razu wyłania się obiekt, szczegół, wokół którego reszta uniwersum skupia się, budując fraktale. Ilość pomysłów wydaje się być nieskończona. Nie wiem, ile wysiłku, czasu i godzin pracy potrzeba, aby odkryć taki kosmos możliwości pracy z rekwizytami, jak biegłym trzeba być w tej sztuce, by tworzyć ruchome obrazy, ilu eksperymentom poddać swoje ciało, żeby stworzyć harmonię ruchomego obrazu.
Sam Autor oryginału w swych „Dziennikach” pisze: „Kosmos dla mnie jest czarny, przede wszystkim czarny, coś jak rozbełtany nurt pełen wirów, zahamowań, rozlewisk, czarna woda unosząca tysiące odpadków, a w nią zapatrzony człowiek – zapatrzony w nią i nią porwany – usiłujący odczytać, zrozumieć, powiązać w jakąś całość…”.
Jestem pod wrażeniem tego, jak wspaniale można utrzymać uwagę widzów przez godzinę budując prawdziwy kosmos spięty klamrą prozaicznej historii. Nie ma złych czy słabych momentów. Kompozycja spektaklu, to bardzo dobrze przemyślana fraza; nic nie jest tym, czym się wydaje, a ruch aktorów płynnie zmienia wymowę następujących po sobie scen. Jak widać, tekst Gombrowicza oferuje coś więcej, niż sam tekst: jest projektem inspirującym wyobraźnię artystów działających z różnoraką materią. Znając fabułę, mamy naszkicowaną mapę sensu, która jest punktem odbicia. W rezultacie otrzymujemy coś innego: opowieść o świecie, rozrachunku z nim i poszukiwania aprobaty na swoją kondycję w uniwersum.
tekst/foto: Agnieszka „binia” Bińczycka
zdjęcie tytułowe: Maciej Rukasz (zdjęcie użyte za zgodą Fundacji Sztukmistrze)
„9.811”
Produkcja: Fundacja Sztukmistrze
Reżyseria, choreografia, koncepcja: Mateusz Kownacki
Konsultacje choreograficzne: Maria Stokłosa
Konsultacje oświetleniowe: Marcin Kowalczuk
Muzyka: Józef Buchnajzer
Scenografia: Daniel Chlibiuk
Kostiumy: Marta Góźdź
Producent: Jakub Szewd
Występują: Marcin Borkowski, Mateusz Kownacki, Krzysztof Pacholik, Artur Perskawiec, Ewa Sotowska
Polska premiera: Cyrkulacje 2020