Ceremonia rozdania tegorocznych Circusów 2020 odbyła się na Wielkiej Arenie Parku Rozrywki Julinek. Nagroda to wyjątkowa, gdyż jest ukoronowaniem kilku lat pracy artystycznej uczniów szkoły, którzy tego dnia prezentują efekt swojej kilkuletniej pracy w postaci numeru. To dzień będący świętem sztuki cyrkowej, tworzonej z wielkiej pasji, ciężkiej pracy, wytrwałości.
Inspiracja przedstawienia dyplomowego zaczerpnęła koncepcję fabuły od wielkiej gali święta sztuki filmowej, ale konwencja nieco inna: nie ma rywalizacji o główną nagrodę, nie ma konkurencji do podium. Tu każdy Artysta jest już zwycięzcą, każdy jest wygrany. To święto młodych adeptów sztuki cyrkowej oraz licznie zgromadzonej publiczności, która wielkimi brawami nagradza każdy pokaz.
Nie sposób ukryć wzruszenia myśląc o uroczystym dniu pokazów dyplomowych Absolwentów Szkoły Cyrkowej. To wyjątkowy dzień, który zamyka pewien etap, a dyplom niektórym daje poczucie artystycznego spełnienia, innym dopiero otwiera ścieżkę dalszego rozwoju w tym kierunku.
Pokazy wieńczące edukację w szkole cyrkowej, to także dzień wewnętrznej refleksji i radości z faktu, że przez kilka lat było się częścią fantastycznej, przyjaznej i twórczej społeczności, która łączy ludzi na wiele lat, nawet, jeśli ich przygoda ze sztuką cyrkową w tym momencie się kończy.
Circusy w Oskarowej konwencji nawiązywały do znanych i utytułowanych obrazów świata filmu o bardzo różnorodnym klimacie. Niemal każdy numer poprzedzony był fragmentem filmu, który rysował charakter postaci, jej kostium, muzykę czy pewną manierę, która nadawała charakteru pokazom. Były klimaty retro nawiązujące do świata kanciarzy szulerów i świata mafii, był ognisty, hiszpański torreador, uwodzicielska Kleopatra, zjawiskowa miłosna opowieść inspirowana filmem „Titanic”, komiczna repryza kowbojska, współczesna bohaterka na wzór tej z „Igrzysk śmierci” oraz bardzo dojrzała artystycznie interpretacja o podłożu literacko-muzycznym.
Zacznę od tego zastrzyku energii podbijanego hiszpańskim „ole!” w wykonaniu Matteo Krajewskego. Numer żonglerski w klasycznym cyrkowym stylu przeniósł widzów do cyrku sprzed lat. Artysta swoją postać podkreślił strojem, w którym zadbał o każdy szczegół: odpowiedni krój, żabot, bufiaste rękawy oraz ozdobne dodatki nie pozostawiały w Widzach wątpliwości, że oto na arenę wkracza ognisty, hiszpański żongler. Dynamika numeru, jego kompozycja, tempo i ten hiszpański temperament spowodowały, że do dziś dnia czuję tę energię i jestem pod wrażeniem tak wielkiej kontroli nad rekwizytami wyrzucanymi niewiarygodnie szybko w powietrze. Ciekawym pomysłem była żonglerka kapeluszami które zachowywały się w powietrzu jakby zakrzywiały prawo grawitacji. Dzięki temu Matteo mógł na arenie tańczyć obracać się i jak w ognistym passodoble być w nieustannym ruchu. Był to jeden z najbardziej dynamicznych pokazów żonglerskich, jaki widziałam. Polecam obejrzeć numer w pełnym wydaniu w tegorocznym programie Cyrku Korona.
Maria Dubyna zaprezentowała się, jako postać kobieca inspirowana bohaterką „Igrzysk śmierci” na maszcie chińskim. Numer był połączeniem tricków pole dance i chinese pole. Mam wrażenie, że pokaz także będzie się rozwijał i z czasem i nabierał kolorytu i charakteru.
Któż nie zna pięknej historii miłosnej z „Titanica”? Któż nie marzy o takiej miłości, która przydarza się raz na milion, łamie serce, a potem trwa w tęsknocie i wspomnieniach tych wyjątkowych chwil. Nicole Lewicka w pokazie stójkarskim bezbłędnie oddała ten nastrojowy klimat romantycznej bohaterki jedynego w swym rodzaju rejsu. Z wielką przyjemnością ogląda się występy na wysokim poziomie technicznym, dopracowane, zgrane z muzyką. Siłą pokazu Nikole jest połączenie delikatności i siły, płynności i precyzji, a także bardzo udana próba aktorskiego oddania niesamowitych emocji obrazu filmowego. Praca z postacią wydaje się jednym z najtrudniejszych elementów numeru cyrkowego, a tutaj wykonanie artystyczne szło w parze z techniką wykonania.
Krzysztof Skrzypczak bawił publiczność repryzą kowbojską oraz współprowadził Galę Circusy 2020. Mam wrażenie, że publiczność (szczególnie dziecięca) bardzo radośnie zareagowała na ten numer. Dzieci chyba przyzwyczajone są do tego, że artyści angażują ich do swoich występów, a wybór asystenta i wykonanie z nim numeru, to „lajtmotiv” repryz komicznych. Chętnie zobaczyłabym Krzysztofa w innych numerach komicznych i nawet żałuję, że nie pokazał się w innych odsłonach vis comica.
Irina Valigun swym pokazem na trapezie tanecznym przeniosła widzów w czasy starożytne. Występ inspirowany czasami królowej Kleopatry bardzo zalotny, czysty i uwodzicielski, jak egipska królowa, która raz uwodzi przyjmując zmysłową pozę, to znów zapętla się w ruchu wirowym czyniąc się niedostępną. Pokaz Iriny, to bardzo przyjemny obrazek, w którym widz rozkoszuje się pięknem w każdym calu. Bardzo ładne połączenia elementów, ruch i dużo zmian wysokości rekwizytu nadały występowi odpowiedniej dynamiki. Pokaz bardzo uniwersalny, który z powodzeniem ma szansę zapracować na eventach, a także w programach cyrkowych.
Łukasz Bogusław w pokazie ekwilibrystycznym na rowerze dwukołowym przeniósł nas w klimat retro. Był jak młody Henryk Kwinto, kasiarz i szuler z wielką klasą, dbający o „czystą grę” i…pielęgnowanie artystycznych zdolności. Stary Kwinto pięknie grał na trąbce, młody Kwinto dał niezły ekwilibrystyczny pokaz na rowerze. Numer gęsty był od tricków, publiczność bardzo entuzjastycznie reagowała na każdy z nich. Pokaz ma bardzo dobrą energię i potencjał na perfekcyjny numer.
Julia Bogusław zaprezentowała się, jako szefowa „cyrkowej mafii” na kole reńskim. Zarówno w przypadku Julii, jak i innych Artystów widać, że wybór specjalizacji, a tym samym dobór rekwizytu na dyplomowy numer nie był kwestią przypadku. Julia świetnie się czuje i doskonale prezentuje na dużym, masywnym kole. A sztuka ujarzmienia german wheel nie należy do prostych. Julia panuje nad rekwizytem i jest totalnie urocza we wszystkim, co robi na scenie, ale aby podkreślić jej charakter i tę cudowność osoby – pokusiłabym się o zmianę stylistyki numeru. A jeśli mają zostać już mafijne klimaty, to może bardziej w kierunku Pulp Fiction niż Ojca Chrzestnego. Julii trzeba pozwolić być frywolną, a ujawni jeszcze więcej talentu!
Na deser zostawiam pokaz, który wywarł na mnie największe wrażenie. Krzysztof Kostera, to Artysta totalny i bezkompromisowy, a do tego niezwykle zdeterminowany, pracowity i odważny. Jedno etiuda na trapezie statycznym doskonale wpisała się pomiędzy dwie opowieści: literacką („Mały Książę”) oraz muzyczną (Ralph Kaminsky „Chodź ze mną”). Droga każdego Artysty jest podróżą w nieznane. Jest odkrywaniem sensu, poznawaniem siebie, eksploracją swoich możliwości, badaniem potencjału. Patrzymy, ile świata jest w nas, gdzie my jesteśmy w świecie. Na ile musimy godzić się, gdzie pójść na kompromis, jak bardzo nagiąć swoje artystyczne wizje do bieżących potrzeb. Ten występ, to pokaz – manifest. Dojrzałości, perfekcji, szukania własnej drogi i bycia „w drodze”, w gotowości tworzenia, w otwarciu na wyzwania. Jest to przykład bardzo pięknej wrażliwości i perfekcyjnej pracy z muzyką, z tekstem piosenki, które nie stanowi tylko muzycznego tła, ale jest podstawą stworzenia roli, która wygrana jest do ostatniej sekundy. Widz odbiera występ wszystkimi zmysłami; nie tylko patrzy, ale i wsłuchany jest w tekst śledząc każdy ruch ciała, które bardzo wymownie opowiada tę historię.
Kiedy gasną światła, gdy milkną brawa, gdy statuetki już rozdane, łzy wzruszenia wylane, gdy ten dzień odchodzi do przeszłości – zostaje to, co najcenniejsze. Pamięć minionych dni oraz zestaw umiejętności, z którym dalej (mając wielką wiarę we własne supermoce) można iść przez życie, zadziwiając świat. I tego wszystkim Absolwentom życzę.
tekst: Agnieszka „binia” Bińczycka
foto: Aleksandra „Rurzowa” Olszewska
Kolejny rocznik za nami.Przed nami kolejni młodzi realizujący swoje pasje w PSSC .Wszyscy uczą się wyrażania swoich uczuć ,marzeń tęsknot.Pomagajmy im w tym.ARENA WOLNA dla nich.Oby jak najdłużej.
sztuka cyrkowa będzie żyła wiecznie dzięki kolejnym pokoleniom pasjonatów, którzy choć chwilę swego życia zapragną związać z cyrkiem