Trzeba mieć wiele odwagi, by na teatralny warsztat brać motyw jednej z najczęściej cytowanych książek na świecie. Ciężko spotkać widza, który takie przestawienie ogląda zupełnie „na czysto”, wolny od wszelkich oczekiwań, wyobrażeń, skojarzeń, porównań. Każda taka realizacja spotka się z widzem krytycznym i wymagającym. Bajka o Alicji w krainie czarów jest stemplem, motywem powszechnie znanym i rozpoznawalnym. Alicja jest uniwersalnym puzzlem, elementem wielu pozabajkowych układanek. Możemy wycinać z niej wybrane fragmenty i motywy, by ogrywać nimi rozmaite przestrzenie. Ciekawą i inspirującą postacią jest Biały Królik. To nasza wyobraźnia i fantazja koloruje tę postać: w CyrkON-ie jest niezwykle delikatny; muska ekran swoją obecnością, jest drogowskazem na mapie, naszą intuicją, impulsem. Nie tłumaczy, nie wyjaśnia, zostawia nam szerokie pole wyobraźni do zapisania.
Królik jest przewodnikiem Alicji, „pierwszym poruszycielem”. Dla widza tworzą tandem: nie ma Królika bez Alicji. Biały Królik, to nie tyle postać, co misja, którą pełnią wspólnie. Są w tym dyskretni, nie odciągają uwagi od kolejnych „punktów programu”, a raczej na nie naprowadzają. Są jak dobrzy kelnerzy w wykwintnej restauracji: mili, dyskretni, przemykający ukradkiem i jednocześnie absolutnie niezbędni, a dania, które podają mają wyszukany bukiet smaków.
To chwilowe „tu i teraz” pozwala na odrzucenie balastu teraźniejszości; przemieszczamy się pomiędzy światami, pozwalamy sobie przycupnąć na chwilę w różnych wymiarach, doświadczając bogactwa tego, co „po drugiej stronie lustra” . Dostaliśmy bilet w jedną stronę do świata wyobraźni, gdzie każdy podróżuje na własną rękę i odkrywa to, co dla niego ważne, co rezonuje w nim najbardziej. Bo Kraina Czarów, to nasze ukryte pragnienia, a Alicja i Królik są wytrychem otwierającym każde drzwi, naszym wewnętrznym głosem odwagi, uśpioną ciekawością świata, która z konieczności została stłamszona przez lockdown. Królik czeka na nas gdzieś w nieoczywistości, która jest dwa kroki od wygodnej kanapy i nie włącza jej pilot od telewizora.

Gdzie skrywa się świat magii i czarów? Czy czas płynie w jedną stronę? Czy każda droga wiedzie do celu, a zwykłe czynności nabrały już cech ponadnormatywnych? Może nadludzkim wysiłkiem jest zwykłe czytanie? Może tak zdziczeliśmy w tej pandemii, że nawet lektura książek jest jak nierealny wyczyn na miarę akrobatycznych tricków? Piękny pokaz Marty Mądry łączy dwa porządki: wysiłek fizyczny i intelektualny. Jest doskonałym dowodem na to, że często mniej znaczy więcej. Ciało i głowa, to naczynia połączone. Ciało podąży za pomysłem i inspiracją, która zrodzi się w głowie. Kreacja fizyczna wynika z namysłu, a jej kompozycja prowadzi nas delikatnie i z uwagą przez historie, które są lub „piszą się” w każdym z nas. Często je tylko piszemy, rzadziej opowiadamy, a te nieopowiedziane gubimy w gąszczu spraw biegnąc na oślep, jak przemykający Królik, za którym ledwo nadążamy wzrokiem.
Furtka do tajemnic po drugiej stronie lustra zostaje lekko uchylona. Tu i tam: dwa przenikające się na teatralnej scenie światy i płynny rytuał przejścia między nimi, który co rusz innymi barwami koloruje kontury rzeczywistości. Z początku to, co odkrywamy jest niezapisaną kartą, która w dłoniach iluzjonisty Maćka Pędy zwielokrotnia się, pojawia i znika, jakby obrazowała niezliczoną ilość naszych niespełnionych, niewypowiedzianych marzeń, których jeszcze nie zmaterializowaliśmy.

Nie umiem przejść obojętnie obok wrażenia, jakie zrobił AryMan. Tu zagrał całokształt zbudowany z przyciągających się przeciwieństw: delikatny i charyzmatyczny, niepokojący i pociągający, nieprzerysowany i nierzeczywisty. Taka postać ciekawi, jest tak magnetyczna, że nie sposób oderwać wzroku od magicznego świata manipulacji monetami, które w plastycznych dłoniach mnożą się, pojawiają i znikają. Ale wrażenie i ochota na więcej zostaje rozbudzona i pozostaje. Pokazy magików bardzo mocno zyskują na takiej realizacji: dzięki zbliżeniom widz po drugiej stronie ekranu obcuje ze sztuczkami, jak przy iluzji stolikowej, na wyciągnięcie ręki. Nie wiem, jak oni to robią. I nie chcę wiedzieć, bo lubię czerpać maksimum przyjemności będąc po tej drugiej stronie bycia uwodzoną okruchami za-czarowanego świata. „Oto ma wycieczka do wewnątrz pudełeczka (…)”.
Postać wyłaniającą się z wanny zapowiada tekst „Nie jestem szalona – ta rzeczywistość jest tylko inna od twojej”. Jest to moment, w którym Alicja spotyka samą siebie (Anna Kawiak), swoje artystyczne alter ego, gdzie obcuje z samą sobą wyobrażoną, może odrealnioną, przekraczającą wszelkie granice. To spotkanie poprzedza spadanie (Marysia Gawlik), tak pięknie osadzone w czasie, że bardziej fascynujący jest jego proces i forma, niż cel.

Pojawienie się zegarmistrza świata (Julian Waglewski) usiłuje zmienić porządek rzeczy zamrażając bajkową rzeczywistość po to, by nieco w niej namieszać. Linearna koncepcja czasu w bajce nie ma racji bytu, a dwa światy symbolizowane też przez figury i pionki szachowe, to nic innego, jak ludzie uwikłani w koło życia, którym rządzi wspólny los. Na ziemię sprowadza widza duet akrobatyczny (Rympau duo). Nie czarują magią, nie są oniryczni ani ulotni. Grają dobrze rozpoznawalnym stereotypem. Budzimy się jakby w innym świecie, w którym daleko nam do bajki po drugiej stronie lustra. To chłopaki, którym dziewczyny przy pierwszym spotkaniu wciskają numery telefonu do kieszeni. Może Królik powinien tu zostawić Alicję tak, by dać gotowość do pozabajkowej inicjacji. Alicja pozostaje jednak dalej w bajkowej rzeczywistości (być może nie jest jeszcze gotowa na niebezpieczne związki).
Pewną oczywistością są powidoki z dworskich, balowych ceremonii z całym rezerwuarem kurtuazji, teatralnych gestów, czarem toalet, eksplozją kontrolowanego kiczu. To majestat bez monarchii, bal przebierańców, gdzie największą ekstrawagancją jest przepoczwarzyć się w samego siebie. Ten bal w scenie finalnej otrzymuje Króla Pik, kartę „zapisaną” o bardzo silnym, wyraźnym znaczeniu wręcz monarchicznym. To on przejmuje pałeczkę przewodnictwa, staje się mentorem, autorytetem, jest oczekiwanym przywódcą, albo był nim cały czas, podczas, gdy tu – niczym w szachach – rozgrywała się gra figur tworząc barwny spektakl. Po takiej wytwornej maskaradzie trudno wrócić do prozy życia.

Wielkie gratulacje dla całej oprawy technicznej, scenograficznej: magia montażu działa tu na każdym kroku i sprawia, że sprawnie można przenosić się w różne rejony dwóch światów, dzięki czemu oglądamy ciekawe widowisko z doskonałą grą świateł, scenografią jak z prawdziwej bajki z dbałością o najmniejsze szczegóły. Wyobraźnia nie zawiodła Twórców spektaklu (Tomasz Piotrowski, Aleksadra Olszewska), a Artyści pokazali prawdziwą klasę i doskonałą formę na przekór pandemii.
tekst: Agnieszka „binia” Bińczycka
Druga produkcja pierwszego w Polsce cyrkowego spektaklu on-line CyrkON
Scenariusz, reżyseria: Tomasz Piotrowski, Aleksandra Olszewska
Wystąpili: Antirabbity, Rurzowa, Maciej Sokołowski, Marta Mądry, Anna Kawiak, Aryman, Maciej Pęda, Paula Klajnowska i Agnieszka Wereszczyńska, Maria Gawlik, Julian Waglewski, Anka Dzilińska, Maciej Czarski, Antek Borodziuk.
Kamera: MS Brand Marcin Szmidt (facebook.com/MS.Brand.Marcin
Zdjęcia: Marcin Szmidt, Ania Lipińska MSbrand (zdjęcia w recenzji użyte za zgodą Organizatora)
Wizualizacje: Adrien Cognac
Patronat, współpraca: radio ESKA, Kuglarstwo.pl oraz “Praga Centrum”