Piszę posta w typie musztarda po obiedzie, za co przepraszam wszystkich wytrwałych czytelników. Winna nie-blogowania, nie-nagabywania, że macie tłumnie uderzać na Gdyński Weekend Kuglarski 2016 (Facebookowy czytelnik został poinformowany, bo Facebook ma przycisk “share”. Blog działa na WordPressie i żaden przycisk sam blogowpisa nie napisze. A mógłby!) i teraz siedzi, trochę zawstydzona, że mało było promocji i informacji, trochę przeszczęśliwa, bo przecież na te warsztaty pojechała, chociaż tylko jedne z bogatego programu GWK, i teraz pragnie się dzielić spóźnioną refleksją, wykorzystując swoje 5 minut przy komputerze. A zatem ku przestrodze, żeby następnym razem Wam się tak chciało jak i mi się zachciało! Czyli: dlaczego warto chodzić na warsztaty, nawet gdy się hula-hoop dawno w ręku nie miało? Odpowiadam w kilku punktach.
- Bo hula-hoop się nie zapomina! Otóż naprawdę nie zapomina się, tak jak się nie zapomina pływania i jazdy na rowerze po długiej zimie. Oczywiście pewne mięśnie mogą przyrdzewieć nieużywane, i będą wymagały rozruszania. Niektóre, co bardziej zawiłe sztuczki mogły ulecieć z pamięci, ale po to są warsztaty, że w zestawie dają instruktora, który wszystkie wątpliwości ma rozwiać. Wzięłam hula-hoop po przerwie i jakże się kręciło!
- Bo można się roztańczyć. Poczuć się tak zwiewnie, jak to tylko z hula-hoop się można poczuć. Z pełnym przekonaniem, że to właściwy czas i miejsce.
- Bo można się nieźle spocić, zwłaszcza jak się robi pierwsze w życiu podejście do multi (bo u mnie banalny tween nie był nigdy numerem jeden :)) A zatem kuksaniec dla własnej rozleniwionej osoby: no weź, zrób coś z tą kondycją, bo zadyszki dostajesz, kobieto! A co za tym idzie, niewątpliwy kopniak motywacyjny. Pomaga!
- Bo można się zainspirować. Chciałam wczoraj chwycić za hula, ale nie miałam pomysłu, co z nim zrobić, więc na wszelki wypadek odłożyłam? Warsztaty to najlepsze lekarstwo na wypalenie i nudę. Zawsze się odpatrzy jeden, dwa, pięć, dziesięć nowych ruchów, do których trzeba wrócić. Chciałam dokupić 4 dodatkowe hula-hoopy, ale mi mąż powiedział, że przecież mam dwa, więc nie mam przesadzać? No to z warsztatów multi z Emilką każda szanująca się hulahooperka wyszła z postanowieniem (albo co najmniej marzeniem), żeby mieć nieskończenie wiele kółek :))
- Bo ktoś zorganizował to dla nas! Wiem z doświadczenia, jak trudno zorganizować samą siebie. Mówię sobie, że będę ćwiczyć, i co? Trochę ćwiczę, a trochę nie ćwiczę. Jeszcze trudniej zorganizować się we dwie, trzy i poćwiczyć razem w parku. Bo zawsze komuś coś wypadnie, bo zacznie padać deszcz, albo czy to dobry pomysł, by skrzykiwać towarzystwo, na pewno nikt nie będzie miał czasu? Jeśli są warsztaty, to wszystkie wymówki można odłożyć na półkę, bo ktoś przygotował to specjalnie dla nas, wymyślił to, zdobył kasę, włożył w to czas i energię, zaprosił fajne, doświadczone instruktorki, zorganizował miejsce – pełne przestrzeni do ćwiczeń. Dzięki wielkie dla organizatorów Gdyńskiego Weekendu Kuglarskiego, że ponownie dają tę motywację, inspirację, wiedzę i możliwość spotkania innych ludzi z tą samą pasją. Należy z tych dóbr koniecznie korzystać, bo tak niewiele jest możliwości, by się szkolić z hula. Zwłaszcza jeśli odbywają się w drugim po sąsiedzku mieście! 🙂
Powodów, by być na warsztatach, można by znaleźć jeszcze wiele. Nie udało mi się być na porannych warsztatach z Martą Mądry, przybyłam jednak z kółkami na multi-hooping z Emilką Pieśkiewicz i nie rozczarowałam się. Co prawda zakładałam, że po pierwszej przymiarce do multi wrócę w bezpieczną strefę jednego kółka, ale tak się nie stało. Wprawki do multi na dwa kółka nie są łatwe (dlatego się spociłam), ale nie są też niemożliwe, zwłaszcza gdy instruktorka pokazuje, doradza i dopinguje. Ku własnemu zaskoczeniu chciałam próbować znowu i znowu, i cieszyłam się jak dziecko po kilku obrotach 2 kółek wokół własnego ciała. Budowanie hulahoopowych mandali to jeszcze większa radocha, taka totalna wisienka na torcie. Można się naprawdę poczuć jak motyl 🙂 Emilkę, która w Warszawie prowadzi swoje stałe zajęcia z hula, polecam bardzo mocno, bo to profesjonalistka! Ma świetny warsztat, potrafi zmotywować i przystępnie wyjaśniać skomplikowane tricki. Do tego ma bezpośrednie podejście, potrafi wskazać babol, który utrudnia wykonanie zadania.
Warsztaty zapewniły mi świetny humor do końca dnia, niestety wzorem poprzednich edycji nie udało mi się pojawić na gali, ale mam nadzieję, że gdy dziecię nieco podrośnie, będzie mogło z rodzicami uczestniczyć w tego typu wieczornych atrakcjach 🙂
Dziękuję na końcu dziewczynom, które uczestniczyły w sobotnich warsztatach. Cudownie, że kręcicie!
Zdjęcia w liczbie dwa, bo tyle zrobił mąż i nadają się do czegoś, pozostałe moje wykonane komórką nie nadają się do niczego 🙂
WiÄcej o hula znajdziecie na http://hulajdusza.eu/