Małe wielkie przyjemności

Opublikowano:

Variété, to przedstawienie zbudowane na klasycznym koncepcie dla tego typu produkcji: show, po którym można spodziewać się wszystkiego gwarantuje różnorodność doznań. Każde kolejne realizacje podnoszą same sobie poprzeczkę eksperymentując czy dokładając kolejne pomysły. Nie sposób naopowiadać „worka bajek”, tak i nie da rady wyczerpać potencjału, jaki tkwi w otwartej formie.

fot. Marcin Nowosielski

Sceniczny język Variété jest dojrzały, a przy tym niezwykle spójny i różnorodny. To tak, jakby ktoś wzorem wieży Babel pomieszał języki, ale jednocześnie zachował umiejętność rozumienia i odbierania bodźców bez żadnych zakłóceń. Show czaruje plastycznością i różnorodnością, zachwyca poziomem. I choć widz teoretycznie przygotowany jest na wszystko, czuje zaskoczenie, przeskakując dzięki mocy Białego Królika co chwilę do innej bajki. Widząc po raz kolejny diabelską postać Vincenta von Grotesque wierzymy, że wpadliśmy do króliczej nory i podróżujemy między surrealistycznymi światami z pogranicza snu i jawy. Vincent von Grotesque jest „siły cząstką drobną”, która wiedzie widza swym demonicznym głosem przez meandry krainy szczęśliwości. Można powiedzieć – wpadliśmy w dziurę za Białym Królikiem i wylądowaliśmy u wejścia do magicznej krainy przyjemności. Świetny pomysł na duet prowadzących (Vincent w kilku odsłonach wraz z Anką Dzilińską) zbudowany na kontraście. Razem działają jak dwa bieguny, dzięki czemu diabelskie odloty równoważone są przez postać anielską. A publiczności apetyt rośnie w miarę jedzenia.

fot. Marcin Nowosielski

Język sztuki performatywnej, to przemieszanie różnych kategorii ruchu, które w niezwykle widowiskowy sposób oddziałują na zmysły. Pokazy przesycone są impresją wrażeń i doznań, dotykamy światów niedostępnych, podziwiamy niemożliwe. Czuję się jak na poetyckim slamie czy fristajlowej bitwie na słowa, gdzie każda kolejna odsłona lepsza jest od poprzedniej. Obraz smakuje jak najlepszy drink z baru, a właściwie jak jego pełne menu: od wytrawnego trunku, po słodkiego szampana z chmurką waty cukrowej.

Hedonist. Variété show w swojej formie urzeka prostotą; nic nie zakłóca ani nie zaburza przekazu celebrowania i podziwiania tego kunsztu i tym samym szczęścia w doznawaniu estetycznych wrażeń. Czujemy spójność między wrażeniami, a poczuciem, że przyjemność mają także artyści prezentując efekt swej pracy. Gdy doznania płyną z pasji, nadają wyjątkowy sens. Galeria hedonistycznych osobliwości przeprowadza widza przez magiczne światy sztuki, toteż rozpływamy się w różnych historiach, podziwiamy piękne obrazy słuchamy przyjemnych dźwięków.

fot. Marcin Nowosielski

W kwietniowym Variété dosłownie słowo stawało się ciałem za sprawą muzyki na żywo. Numery mocniej zapadają w pamięć, gdy dwa rodzaje sztuki łączą się w całość.

Nie wiem, czy wyobraźnia bezimiennych robotników Fabryki Norblina sięgała takich wyżyn sztuki, czy jej twórcy i założyciele cieszyliby się z takiej transformacji trudu pracy produkcyjnej w artyzm czy raczej potrzeba było upływu czasu, by odkryć nieznany wówczas potencjał industrialnego miejsca. Cieszę się, że w niektórych pokazach można odkryć nawiązania do industrialnego charakteru miejsca. Najmocniej działa występ Juliana Waglewskiego na german wheel. Rekwizyt jest jak trybik olbrzymiej maszyny napędzanej siłą ludzkich mięśni, działający niezawodnie w rytm tanga i akrobatycznych figur. Podobnie żonglersko-akrobatyczne trio Ale Circus Dance Company. Cała trójka zdaje się być częścią jakiegoś nadrzędnego mechanizmu, który składa się z ciągłego ruchu, w którym miksuje się przeszłość i to, co tu i teraz. W układzie odnaleźć można powidoki pofabrycznych historii i jej współczesną odsłonę. Jak industrialna przestrzeń z całym produkcyjnym wyposażeniem narzucała zasady bycia w niej, tak scena daje względną swobodę i własne pole do kreatywności. Świat pracy produkcyjnej i sztuki łączy systematyczność i powtarzalność.

fot. Marcin Nowosielski

Tradycja Variété, to nurt na tyle pojemny, że mieszczą się w nim rozmaite postacie, piękne impresje, historie z fabułą i wszystko, to na co nie jesteśmy gotowi. Variete, to kolaż różnych motywów scenicznej sztuki.

Duet Marii Rozbickiej i Macieja Czarskiego, to nasze bardziej odważne alter ego, to pokaz, który powinien być wzorcem, inspiracją dla filmów takich, jak „365 dni”. Jest w nim wszystko, co powoduje, że występ oglądamy, jak dobry erotyczny film zrealizowany w konwencji teledysku.

fot. Marcin Nowosielski

Maciej Pęda uwodzi nas karcianymi sztuczkami także podczas przerwy. Iluzja stolikowa z użyciem kart czy monet które pojawiają się i znikają w tajemniczy sposób daje poczucie, że cały czas jesteśmy o krok od rozwikłania tajemnicy, że z każdą kolejną sztuczką bliżej jesteśmy odkrycia arkanów iluzji. Magiczna jest cała oprawa, rozmowa, uwodzenie. Nie chcę wiedzieć jak to się robi, chcę być uwodzona lub wodzić z zachwytem wzrokiem jak po nitce do kłębka, po której turla się diabolo w rytm gitarowego solo w duecie Luisa i Nando.

fot. Marcin Nowosielski

 Jak wojna zmienia znaczenie przedstawień, jak wpływa na odbiorców? Czy Hedonizm z wojną w tle odrealnia widzów na czas przedstawienia?

Na widok słodkiej, różowej Betty Q wiem, co czuli żołnierze na widok Marylin Monroe, która wedle swego unikalnego programu motywującego do zwycięstwa miała ambicję rozdać tysiące pocałunków. Całus od słodkiej Sugar rozpływał się jak wata cukrowa, a mistrzyni burleski zalewa nas słodyczą i seksapilem, że czujemy, iż nie ma takiej ilości waty cukrowej, którą można się przejeść.

fot. Marcin Nowosielski

Niech nie gasną światła sceny. Wprowadzeni w stan szczęścia podsycanego wachlarzem różnorakich przyjemności wychodzimy w stanie błogiej euforii. Niech nic nie mąci tego uczucia, niech nie zaciera wrażeń.

tekst: Agnieszka „binia” Bińczycka

„Hedonist. Variété show” w składzie: Prowadzący: Anka Dzilińska, Vincent von Grotesque, Artyści: Julian Waglewski, Maria Gawlik, Garouaz el Houceine, Tomasz Piotrowski, Mateusz Czwojdziński, Antoni Borodziuk, Maciej Czarski, Maria Rozbicka, Luis Manuel Hernandez, Fernando Kowarik, Muzycy: Tomasz Mądzielewski, Jowita Łasecka, Przemysław Zalewski, Maciej Magnuski. Ogar sceny: Aleksandra Olszewska

foto: Marcin Nowosielski

Organizator: Kolektyw INC, Fundacja Fabryki Norblina

Podobne wpisy

agabinia
agabinia
Aktorka cyrkowa, animatorka kultury. piszę o sztuce cyrkowej, bo lubię:)