W kraju rośnie nowy trend na wieczory kabaretowe o cyrkowym zróżnicowaniu zwane varieté. Świeża formuła przyszła do nas z zachodu, skutecznie omijając stolicę. Aż do zeszłej soboty, kiedy to po raz pierwszy w Warszawie oglądaliśmy zlepek akrobatyki, żonglerki, tańca i aktorstwa w spektaklu Hotel Varieté. Jak było?
Całkiem ciekawie. Darmowe wejściówki rozeszły się na pniu i nawet jedno samotne krzesło nie widziało żadnej z dwóch odsłon programu. Ten odrobinę wyróżniał się dzięki obecności miejscowych, młodych artystów, których na wcześniejszych varietach nie widziałem. Ich pojedyncze numery były sklecone ze sobą fabułą kryminału o hotelu, w którym dokonano zbrodni na oświetleniu reklamowym.
Przy bardzo ładnej scenografii i przyzwoitym poziomie wykonań wygląda na to, że największym wyzwaniem pozostaje wpasowanie popisów cyrkowych w jednolitą formę. I nic w tym dziwnego, w końcu varieté znaczy, że widowisko jest różnorodne, łączy artystów z rozmaitych dyscyplin. Jeśli jednak pozostawimy te numery samym sobie, dostajemy konkurs talentów. Albo mały, zaściankowy cyrk zamiast wciągającego, teatralnego widowiska, które pozwoli nam na jeden wieczór zapomnieć na przykład na co idą pieniądze z budżetu państwa. Krótko mówiąc taką atmosferę udało się utrzymać, chociaż z przerwami.
Warszawskie Varieté nie oglądało się jak konkursu talentów głównie dzięki sympatycznym przerywnikom Marka i Daniela ze Sztukmistrzów. Sam się zdziwiłem, jak bardzo mnie wciągnęło. To jest do czasu aż nie obudziła mnie jakaś wspomniana nieścisłość w programie. Pod koniec jednak czułem się całkiem usatysfakcjonowany. Miło było zobaczyć „zwykły” taniec zamiast przekombinowanej żonglerki, czy dobry duet akrobatyczny Magdy Kisiały i Kamila Witkowskiego. Nie mogło zabraknąć etiudy od nowego pokolenia akrobatek z Aerial Dance Studio i laserów Multivisuala. Wreszcie pokaz naszego Ducha, czyli Kuby Szweda dostał nadzwyczaj duże brawa za kolejny szlif w prezentacji machania kółkami.
Podsumowując: świeży powiew ze stolicy i nowy, fajny sposób na spędzenie sobotniego wieczoru. Poziom kuglarstwa w Polsce się rozwija w swoim tempie i ewidentnie jest widownia, żeby nas oglądać. Jak widać mamy też ludzi, którzy potrafią połączyć te składniki w profesjonalny sposób. W Kuglarstwie trzymamy kciuki za następne edycje. Na pewno nas na nich nie zabraknie, a ja jak zawsze będę szukał dziury w całym.