Każdy może mieć swojego Superbohatera! Serio! Wystarczy wejść do sklepu z zabawkami. Co miesiąc ze świnki – skarbonki wysupłane drobniaki powiększają kolekcję o kolejną figurkę; taką mam, a takiej jeszcze nie. O tę najdroższą napiszę list do św. Mikołaja, to może dostanę pod choinkę. Superbohaterowie nie dorastają razem z nami. Z czasem przysłaniają je zdjęcia, pocztówki z wakacji, chusty z India Shopu czy książki, które rozpychają się na półkach wypierając Superbohaterów. Teraz z resztą są to tylko plastikowe figurki i jako takie lądują w kartonie, a potem na strychu lub śmietniku. Leżą sobie tam, dopóki jakieś dzieci ich nie odnajdą i siłą wyobraźni nie przywołają ich cudownych mocy.
Superbohaterowie są, jak samotny jeździec w klasyce westernów: przybywają nie wiadomo skąd, z tajemniczą misją, by swoją kosmiczną mocą ocalić świat od zła. Zawsze otoczeni nimbem tajemnicy pozwalają dotknąć nam tej nieodkrytej przestrzeni, która pomimo że jest obok nas – pozostaje dla nas nieznana. Wyłaniają się z chaosu, którego nie da się wyjaśnić i który jako taki fascynuje. Chaos tworzy się, gdy pod wpływem nieoczekiwanego bodźca burzy się stabilny porządek. Skoro nie da się czegoś opisać w sposób naukowy, trzeba sięgnąć do języka poezji, szczególnie, gdy w klasyce gatunku mamy utwór Marcina Świetlickiego z kultowym cytatem „Robisz mi nieporządek w chaosie”, budujący kosmiczną, ponadgalaktyczną i emocjonalną więź pomiędzy różnymi światami i panującymi w nich porządkami.
Jak inaczej wytłumaczyć, jeśli nie teorią chaosu luźną inspirację „Fantastyczną czwórką” Marvela, gdzie prym wiodą nadludzkie umiejętności, które w wyniku nieudanego eksperymentu pomagają czterem naukowcom ocalić świat przed złem. Nie ma tego złego, z czego by nie wynikło coś dobrego – to także swobodna interpretacja mowy chaosu, która wzorem faustycznego Mefista „będąc tej siły cząstką drobną zawsze zła pragnąc wieczne czyni dobro”. Bohaterowie „Fantastycznej czwórki” przybywają z różnych światów, odmiennych galaktyk. Na co dzień siedzą gdzieś głęboko w naszej wyobraźni i ciągle nie znamy tego magicznego szyfru, by ich przywołać.
Jest ich czworo: wspólnie z ruchu, dźwięku, obrazu tkają swoją super-opowieść. To jest jedna z tych historii, która wyłania się powoli z chaosu jak z morskiej piany. Jest daleko (bo niby w odległej galaktyce), a tak naprawdę blisko, bo tuż pod powierzchnią, jak „sekrecik” z dziecięcych lat, który pod tłuczonym szkiełkiem zakopywaliśmy w ukryciu pod blokiem lub w ogrodzie.
Jak wirująca planeta pojawia się Superbohaterka (Nicole Lewicka). Tak właśnie wyobrażam sobie Super-Woman z piosenki Kayah, która odczytuje wszystkie pragnienia kobiet. Fascynujące jest jej oswojenie z super mocami, którymi gra na emocjach, stopniuje i buduje kosmiczny świat na oczach widza. Ten kobiecy pierwiastek jest jak cały „kosmos dla dziewczyn” czytający ich potrzeby i pragnienia, dający odwagę do czynienia rzeczy niezwykłych.
Kolorowa i w rozwinięciu – mocno komediowa stylistyka rodem z Marvela daje znać o sobie w popisie taneczno-akrobatycznym męskiego duetu (Rafał Karnicki/Norbert Miśkiewicz). Atrybuty Superbohaterów czynią z nich współczesnych klaunów, którzy bez skrupułów rozwijają wachlarz swych umiejętności. Groteska akrobatyczna obudowana jest dystansem do samych siebie: widziałam ten numer w zupełnie innej aranżacji i szczerze cieszę się, że dobry duet znalazł wreszcie odpowiednią formę aktorską. Pomysł na dwóch Superhero w pelerynach, tańczących, partnerujących, robiących sobie psikusy stawia bohaterstwo i supermoce na zupełnie innym pułapie; pokazuje, że Superbohaterowie nie muszą być żadnym tytanicznym, posągowym tworem, mogą z powodzeniem władać nietypowym lecz jakże superbohaterskim orężem, którym jest śmiech, dystans i poczucie humoru.
Czwarty, superbohaterski element (Kamil Witkowski) dopełnia układankę „Fantastycznej czwórki”. Jego atutem jest siła, odwaga, waleczność, niezłomność, odpowiedzialność. Pojawienie się takiej postaci zapowiada zmiany, a czasem nawet rewolucję. Na ile sposobów można użyć siły i mocy – pokazuje finałowy numer, który ze sceny zbiorowej przechodzi w damsko-męski duet akrobatyczny.
Ilekroć oglądam kolejne produkcje – oczekuję więcej i nie zawodzę się. Doceniam sprawność reżyserską, płynną kompozycję programu wpisanego w fabułę inspirowaną ikonicznymi motywami. Na równi trudne jest zrobienie cyrku w teatrze jak i teatru w cyrku. Tutaj odpowiedni dla gatunku balans jest należycie zachowany; zamknięty narracyjną klamrą spektakl wykorzystuje do maksimum siłę obrazu. Superbohterowie w cyrkowych mundurkach otwierają furtkę świadomości każdemu, kto umie odczytać ponadobrazkowy przekaz. To prawdziwa bajka z morałem.
Kiedy jesteśmy dorośli – sami stajemy się superbohaterami. Używamy do tego supermocy, z którymi się rodzimy lub je nabywamy. Oficjalnie wzywam wszystkich Superbohaterów do działania. Kierunek: empatia i sprawczość. Zawsze, gdy jest nam źle, gdy ktoś kogoś krzywdzi, gdy zło wkoło przebija skalę, gdy okrutnie i przedmiotowo traktuje się zwierzęta czy przyrodę, albo gdy po prostu mamy jakieś wielkie marzenia, które przesłaniają nam świat – użyjmy swoich magicznych atutów, pamiętając Przesłanie Pana Cogito z wiersza Zbigniewa Herberta:
„powtarzaj stare zaklęcia ludzkości bajki i legendy
bo tak zdobędziesz dobro, którego nie zdobędziesz”.
***
Ale Circus Dance Company „Fantastyczna czwórka„
scenariusz, reżyseria: Mateusz Czwojdziński
wystąpili: Nicole Lewicka, Rafał Karnicki, Norbert Miśkiewicz, Kamil Witkowski, narratorka: Anka Dzilińska
tekst: Agnieszka „binia” Bińczycka
fot. Anka Dzilińska